Cześć,
dziś chcę podzielić się z Wami historią pewnych akwareli, która podbiła moje serce.
Jakiś czas temu, w ramach krótkiej przerwy na kawę i relaks, weszłam sobie na Facebooka i tak sobie scrollowałam i scrollowałam, aż moim oczom ukazał się niezwykły post. Urocze kolorowe "pastylki" i niesamowita historia. Akwarele, które powstały 100 lat temu i nadal nadają się do malowania? Okazuje się, że takie niesamowite odkrycia się zdarzają. No bo, kto by pomyślał, że tyle lat po wojnie, gdzieś na strychu kryje się taki skarb.
Akwarele, które zostały wyprodukowane w latach 30tych XX wieku, w krakowskiej Fabryce Farb "Tęcza", która oprócz farb produkowała atramenty, kredki czy plasteliny. Niewiele można w sieci znaleźć informacji na temat tej fabryki, poza jej adresem i zdjęciem starej metki. Muszę się Wam przyznać, że od razu odzywa się we mnie żyłka historyka i w głowie kłębi się wiele pytań. Chciałabym dowiedzieć się coś więcej na jej temat. Wydaje mi się, że po II Wojnie Światowej już nie funkcjonowała. Ale wróćmy do bohatera tego artykułu, czyli akwareli. Teraz zaczyna się historia rodem z filmu. Jest jesień 1939 roku, wybucha II Wojna Światowa. Jedna z krakowskich rodzin, które prowadzą sklep plastyczny postanawia schować na strychu domu asortyment sklepu. W tym 30 drewnianych skrzynek z akwarelami z Tęczy.
Ponad 80 lat później, ktoś zdecydował, żeby coś z tym skrzynkami zrobić. Tak trafiły do Klary (na Instagramie znajdziecie ją pod nazwą @alargeaviary), która postanowiła poświęcić im swoją uwagę i czas. Sprawdzić czy można z nimi jeszcze pracować. Myślę, że mogę spokojnie powiedzieć, że ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że nadal są dobre. Połączone w zestawy wylądowały na Notece. Musiałam je mieć. To niesamowite uczucie mieć takie farby. Często myślę o tym, kto je stworzył, kim był, co się z nim stało, czy sam też malował? To fragment świata, którego już nie ma.
Oprócz tego, że za nimi stoi taki kawał historii, to ogromnym zaskoczeniem są dla mnie kolory. Gdyby ktoś mnie zapytał jak sobie wyobrażam paletę kolorów sprzed 100 lat to obstawiałabym bardziej stonowane kolory, coś w stylu japońskich Kuretake. A tutaj taka niespodzianka. Bardzo pozytywna zresztą. Miałam okazję już nimi malować i jestem oczarowana. Myślę, że malowanie takimi wyjątkowymi farbami dodaje jeszcze wyjątkowości ilustracją. W końcu jak często można spotkać takie niesamowite znaleziska.
Spotkałam się z opinią, żeby je zostawić, nie używać, przecież jeszcze zyskają na wartości. A ja Wam powiem, że chociaż mi trochę szkoda (no bo jak się skończą to już nie będzie więcej) to myślę, że one już swoje na tym strychu odleżały a teraz należy im się trochę uwagi. Teraz jest ich czas, żeby zachwycać.
Ściskam Was mocno
Asia | Gigi Imagimarium
kontakt@gigi-ilustruje.pl
This website was made in WebWave website builder.